A(klimaty)zacja


 
Jestem w Omanie od ponad 4 tygodni i nauczyłam się, że mogę być pewna, iż każdego dnia będzie słońce, bezchmurne niebo i będzie ciepło a o tej porze roku nawet gorąco czy za gorąco.
Przebywanie na dworze przez dłuższy czas, nawet wieczorem, jest sporym wyzwaniem. Termometry wskazują zwykle powyżej 40 stopni. Największe zadanie każdego dnia roboczego to pójście do pracy. Mieszkam w bloku oddalonym od uczelni o jakieś 800 metrów, ale do porannego spaceru przygotowuję się fizycznie i psychicznie – przez schłodzenie się przed wyjściem pod klimatyzatorem i przez powtarzanie w myślach, że „to tylko kawałek”. Chowam się pod czarnym parasolem, który z nazwy służy właśnie do osłaniania się od słońca (jak dobrze, że znam hiszpański) a z przeznaczenia – przynajmniej ten model, którego używam – do osłaniania się przed deszczem. Nie robi to jednak szczególnej różnicy. Ostrzegano mnie bym nie robiła takiego spaceru pomiędzy 12 i 16 bo „you would be well baked”.
Słońce piecze i praży, na szczęście wilgotność nie jest bardzo wysoka (Singapur czy Bangkok są dużo gorsze). Światło słoneczne ma tutaj żółtawy czy nawet złocisty kolor. Być może jest to efekt piasku, który unosi się w powietrzu. Zakładam, że także przez ten piaskowy pył niebo ma niespotykany odcień niebieskiego, jakiego nie wiedziałam w żadnym inny miejscu – trochę wpada w szarość, może brąz, jest przybrudzony ale w ciepłym odcieniu
Pilot do klimatyzatora to jeden z częściej używanych przeze mnie przedmiotów. Szybko zaobserwowałam, że klimatyzacja nie daje możliwości schłodzenia pomieszczenia na dłużej. Przyjemna temperatura utrzymuje się przez jakieś 5 minut po wyłączeniu, a potem znowu robi się ciepło. A ponieważ zimne powietrze z klimatyzatora chłodzi jak … przychodzi mi na myśl „podmuch dziadka mroza”, to ciągle się ją włącza i wyłącza. Mury i wszelkie przedmioty w pomieszczeniach są tak nagrzane, że temperatura szybko równa w górę. Przyjemnie jest chodzić na bosaka po kamiennej posadzce i często mnie dziwi temperatura dotykanych przedmiotów – klamek od drzwi, komputera czy zasilaczy, talerzy wyciąganych z szafy, herbaty czy garnków, które bardzo wolno stygną, ścian i okien. Te ostatnie są większość czasu zasłonięte bo powietrze przy nich jest ciepłe jak przy kaloryferze. U znajomych w domu, w godzinach południowych rury z wodą są tak nagrzane, że oni nie myją w tym czasie naczyń by nie parzyć sobie rąk. Na szczęście u mnie chyba te rury lepiej wyizolowane, za to hydraulicy nie spisali się przy innej robocie, ale o tym będzie jeszcze okazja napisać. Trzeba pamiętać by jedzenie trzymać w lodówce, np. czekolada bardzo szybko się rozpływa. Po ugotowaniu, jak tylko ostygnie i nie chce się go zjeść od razu, trzeba włożyć do chłodu.
Ciekawe są także doznania pod prysznicem, bo właściwie nie robi mi różnicy czy odkręcam ciepłą czy zimną wodę.
Ten kraj pewnie mógłby w całości zaopatrywać potrzeby energetyczne mieszkańców z energii naturalnej, ale nie miałam jeszcze okazji się dowiedzieć czy ktoś w ogóle tutaj korzysta z baterii słonecznych. Za to widziałam w książce telefonicznej, ze jest firma, która zajmuje się „solar energy”.

Przyleciałam do Maskatu po godzinie 21 w niedzielę, po około 24 godzinach podróży. Przez pierwsze dni zmagałam się z przestawieniem na nowy czas z różnicą 9 godzin, kilka dni wcześniej przestawiałam się na 6 godzin różnicy i do tego w drugą stronę. Mój organizm był mocno rozstrojony zmianą czasu i klimatu, i także diety – bo w ciągu pierwszych 10 dni zjadłam więcej przypraw w potrawach niż przez wszystkie poprzednie miesiące tego roku (pyszności, ale to osobny temat). Mimo to jestem pozytywnie zadziwiona jak szybko nasze ciało się adaptuje. Podobno przestawienie systemu chłodzenia w organizmie na najbardziej optymalny dla bardzo ciepłego klimatu zajmuje około 6 miesięcy – pewnie po takim mniej więcej czasie spacer do pracy będzie dla mnie zwykłą czynnością a nie wyzwaniem. Mimo tego, wydaje mi się, że organizm i tak ma wiele zdrowych odruchów już od pierwszych godzin, np. ma się ochotę na napoje raczej ciepłe lub w temperaturze pokojowej a nie bardzo zimne, naturalnym wydaje się noszenie dłuższych ubrań i nie chce się pić kawy, która podobno odwadnia.

Przeczytałam, że arabscy mężczyźni oceniają kobiety – kandydatki na żony - po zębach i po kostkach (to pewnie dlatego, że z reguły nie wiele więcej udaje im się zobaczyć pod kobiecymi strojami). Kostki mają być wąskie, drobne – bez opuchnięcia. To podobno oznaka zdrowia. Myślę, że moje kostki w tym klimacie jednak na bardzo drobne nie wyglądają, ale może to kwestia czasu i dalszego przestawienia się organizmu.  

Klimatyzacja jest zarazem błogosławieństwem i zmorą. Nie wyobrażam sobie pracować wydajnie przez kilka godzin w cieple powyżej 30 stopni – po prostu chce się lenić, leżeć, nic nie robić, odpoczywać. Ale w naszym biurze klimatyzacja działa jak agregat w dobrej chłodziarce. Ma się wrażenie przy wejściu jak w supermarkecie między dwoma półkami – lodówkami. Jak dla mnie odczuwalna temperatura to 17 stopni. Czasem jest trochę cieplej. A gdy jest naprawdę zimno, uchylamy okno by podbić o kilka stopni. Podobno to skrzydło było projektowane na pracownie komputerowe. Może… W każdym razie, trzeba mieć na wyposażeniu polar i inną ciepłą narzutę, przydają się czasem skarpetki. Ja od czasu do czasu wychodzę się ogrzać na korytarz przy oknie – kilka minut stania w słońcu za szybą wprawia ciało w przyjemny błogostan.

Moje koleżanki z biura jakoś przyjęły taki stan rzeczy, czyli taką niską temperaturę, jako konieczność, ale mnie to się wydaje nie do zaakceptowania. I to niby ja jestem z zimnej strony świata… Naprawdę chwilami ma się ochotę założyć rękawiczki do pisania na klawiaturze. Kombinuję już pracę z laptopem w różnych cieplejszych miejscach, np. w bibliotece, czy gdzieś na korytarzu (są tam wygodne fotele). Nawet chętnie będę to robić ostentacyjnie, by administracja zobaczyła i może coś z tym zrobiła… Co prawda nie chcę być „troublemaker”, by zacząć od wyrobienia sobie złej opinii, bo podobno tutaj „it is wise to have others complain instead of you”, ale tak czy inaczej – organizm raczej komfortu do pracy w tych warunkach nie będzie miał.

It is hot today to taki small talk, który zawsze się tutaj sprawdza. Zresztą ja cały czas wypowiadam te słowa z dużym przekonaniem i prawdziwym zdziwienie, bo naprawdę każdego ranka, gdy wychodzę z domu dziwią mnie doznania ciepła na skórze, w nosie i płucach. Przedstawiłam znajomemu tubylcowi swoją teorię odnośnie klimatu w Omanie, ale chyba jakoś go nie przekonałam, a mianowicie: są dwie równoległe pory roku – jedna na zewnątrz budynków: gorące pustynne lato, druga w budynkach, której sprawcą jest klimatyzacja: chłodziarkowa zima. Chyba nie zrozumiał co chciałam powiedzieć, w każdym razie, trzeba przyznać – AC jest tutaj błogosławieństwem, nawet jeśli chłodzi trochę za bardzo.

Komentarze

  1. Serio chciałaś mu wytłumaczyć, że w budynku jest... zima? A oni mają to słowo w słowniku?

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty