Kobiety omańskie
Przede wszystkim są trochę tajemnicze i wydają się niedostępne. Zwłaszcza pierwsze wrażenia są takie. A to dlatego, że kryją się pod czarnymi abeyyami i chustami i mówią w języku, który mało kto z przyjezdnych – ekspatów rozumie. Ja mam możliwość obserwować głównie jedną grupę, która jest dość specyficzna – młode Omanki, które uczą się w naszym colleg’u. Przede wszystkim gdy na nie patrzę myślę, że są jak księżniczki, noszą się jak księżniczki i może w jakimś sensie za księżniczki się uważają. Pisząc „księżniczki” mam na myśli kobiety, o które ktoś powinien zadbać, zaopiekować się, zatroszczyć, bo są piękne i zarazem drobne, kruche i bezbronne. Powinnam jeszcze dodać – które trzeba uczynić szczęśliwymi. Pod abeyyami często kryją się obcasy, dżinsy, eleganckie ubrania. Jedna ze studentek miała wysokie czerwone lakierowane szpilki na platformie, platforma i szpilka były w kolorze srebrnym. Jestem pewna, że nie raz jeszcze zobaczę pod abeyyą także inne cuda.
W rękach studentki
często noszą duże, firmowe torebki. Torebka, makijaż i kolorowa chusta na
głowie to dla nich sposoby eksponowania urody, gustu, i kobiecego wdzięku.
Studentka, która pracuje z nami w biurze, już pierwszego tygodnia gdy
zobaczyła, że ja nie robię sobie makijażu, szczerze się zmartwiła i żartobliwie
skwitowała to słowem „haram” – arabskim określeniem na wszystko co jest złe lub
przynajmniej nie takie jak powinno być. Rozmawiałyśmy potem na ten temat i
Juhaina bez wahania powiedziała, że
makijaż to jest najważniejsza rzecz dla tutejszych kobiet. Ja nie miałam świadomości, że grube ciemne
brwi to efekt nie tylko naturalny, nie potrafiłam też rozpoznać co na twarzy było
makijażem a co nie. Od razu udałyśmy się do damskiej łazienki i pokazała mi
zawartość swojej kosmetyczki. Wypróbowałyśmy kolory szminek, pudru i przede
wszystkim kredkę do oczu. Kredka może być, ale najlepsze efekty się osiąga
pędzelkiem i specjalną farbą w kremie. Pędzelkiem można podkreślić brwi, które
wiele kobiet tutaj ma bardzo gęste, ciemne i czasem tworzą prawie jedną linię
nad oczami. Kobiety tutaj są drobne. Oman to jedno z tych miejsc, gdzie ja nie
jestem uważana za małą kobietkę, wprost przeciwnie, moje wymiary są w
standardzie a nawet czasem jestem wyższa niż wiele kobiet w grupie. Tutejszy
rozmiar S pasuje na mnie idealnie, co sprawdziłam już w pierwszym tygodniu kupując
gumowe rękawiczki do prac domowych. Pierwszy raz były w moim rozmiarze a nie za
duże.
Zastanawia mnie
dlaczego kobiety mogą czuć się tutaj tak wyjątkowo i co w tej kulturze (która z
europejskiej perspektywy dyskryminuje kobiety), sprawia, że tak się dzieje? Według Koranu mężczyzna może iść do nieba jeśli dobrze traktuje
swoją żonę i dzieci. Wielożeństwo, które jest tutaj naturalne, jest dla mnie
zaprzeczeniem dobrego traktowania żony, ale co do traktowania dzieci i
rozpieszczania córek to wydaje się, że wychowanie wg zasad Koranu ma duży
wpływ. Wiele razy byłam świadkiem jak ojciec opiekuńczo traktował córkę czy
córki. Juhaina w trakcie jakiejś rozmowy na inny temat powiedziała, że w domu
rodzinnym jest traktowana jak księżniczka i chciałaby, żeby w przyszłości w jej
domu, gdy już będzie żoną, też tak zawsze było. Obserwuję, że okazywanie uczuć
przez mężczyzn w miejscach publicznych swoim dzieciom jest tutaj bardzo
naturalne i nie jest niczym wstydliwym. Pewnie także fakt, że rodziny są
wielodzietne ma swój udział. Liczne rodzeństwo w liczbie przekraczającej 5 jest
normą (10-cioro rodzeństwa też nie jest niczym niezwykłym) a dzieci uczą się od
małego robić wiele rzeczy razem i opiekować się sobą wzajemnie. Pewnie odbędę
jeszcze nie jedną rozmowę z tutejszą kobietą zanim będę umiała sobie to
przekonująco wyjaśnić.
Wracając do kobiecych
ubrań: niektóre abeyya są bardzo ozdobne, mają falbany, koronki, hafty, aplikacje,
doszyte koraliki. Widziałam nawet abeyye dwuwarstwowe, w których warstwa spodnia to była panterka. Ważne jest
aby abeyya sięgała do ziemi i zakrywała nogi, bo kobieta nie powinna ich
pokazywać. Z podziwem patrzę jak dziewczyny chodzą po schodach, nie podtrzymują
ręką tych sukni a mimo to nogi nie plątają im się w długich spływających
tkaninach. Większość z nich wygląda w abeyyach bardzo kobieco, jak w sukni
odświętnej czy wieczorowej. Tylko niektóre, te zwykle noszą czarne chusty, a
nie kolorowe i nie mają makijażu, są schowane, zgarbione i nieśmiałe.
Na uczelniach
jest więcej kobiet niż mężczyzn i lepiej sobie radzą. Wydaje się, że są
bardziej ambitne i pilne. Spotkałam się nawet z hasłem „Yes She Can”, które ma
pokazać drogę kobiet w Omanie do edukacji, pracy czyli do emancypacji.
Miałam okazję
spędzić prawie godzinę na rozmowie z dwoma studentkami, z każdą z nich z
osobna. Obie miały w sobie dużo kobiecego czy dziewczęcego uroku, ale każda z
nich w inny sposób. Ahlam z małej wioski pod Muscatem, studentka kierunku
zarządzanie w lotnictwie, opowiadała mi o swojej rodzinie, o tym jak lubi
spędzać czas na gotowaniu. Pokazała mi na Instagramie zdjęcia ciast, które
piecze. Galeria zdjęć jest dla niej, jej rodziny i przyjaciół i dla przyszłego
męża. Najwięcej radości sprawia jej bycie w domu z rodziną i nie ma marzeń o
pracy. Rim, która też pochodzi z małej miejscowości i studiuje IT jest jej
przeciwieństwem. Opowiedziała mi, że przeczytała wszystkie książki polecane
przez wykładowców, bardzo lubi swój kierunek i chce kontynuować naukę, ale nie
w Omanie tylko w Wlk. Brytanii. Lubi czytać, zamyka się wtedy w swoim pokoju
pod pretekstem nauki i nie pozwala by rodzina jej przeszkadzała. Teraz gdy
skończyła ostatni semestr brakuje jej nauki. Czeka na stypendium z ministerstwa
by pojechać za granicę. Miała już kilka ofert małżeństwa w swojej miejscowości,
matka namawia ją do założenia rodziny, ale ona nie chce – „nie teraz a może
nigdy”. Woli robić dalej to co robi.
To były dwie
zupełnie inne młode dziewczyny, z innymi marzeniami, ale miały kilka cech
wspólnych – były ciepłe, szczere, spokojne i zadowolone z tego co mają. I
jeszcze coś, bardzo związane ze swoją rodziną, tak jakby miały w niej duże wsparcie,
i akceptację.
Z innymi
kobietami spotkałam się w urzędzie migracyjnym. Pojechałam tam przedłużyć swoją
wizę turystyczną. Na szczęście zawiózł mnie kolega z pracy, bo sama miałabym
kłopoty ze znalezieniem drzwi dla kobiet – były ukryte za boczną ścianką w ryzalicie
w fasadzie i opisane tylko po arabsku. A w środku niezły rozgardiasz – mnóstwo
kobiet, wszystkie w czarnych chustach, stoją w kolejce po paszporty. Te które
się znają rozmawiają wesoło, uderzają się formularzami po ramionach czy po
głowie. Nie było wiadomo gdzie jest kolejka bo przy 3 okienkach co raz tłoczyły
się inne osoby, by potem usiąść, a w ich miejsce pojawiały się zaraz następne.
Te kobiety były często trochę otyłe, trochę zaniedbane – nie jak księżniczki,
bardziej jak gospodynie domowe, które cały dzień mają coś do zrobienia i nie
mają czasu dla siebie lub po prostu im się nie chce lub uważają, że nie ma po
co eksponować swojej urody. Jako jedyna nie Arabka nie wzbudzałam szczególnego zainteresowania.
Nie rozumiałam nic poza Inshaallach, ale
na pewno kilka z nich próbowało przebojowo zadbać o swoje dokumenty. Dla
przykładu, dwie na raz wkładały ręce do otworu w szklanej przegrodzie,
wpychając swoje papiery, tak że wydawało mi się, że tych rąk już nie wyjmą.
Machały tymi papierami, pani po drugiej stronie cierpliwie słuchała – jakby
chciała obsłużyć obie jednocześnie i jakby nie było nic zdrożnego w tym, że
jedna z nich jej właściwie przeszkadzała i próbowała wepchnąć się do kolejki
przed tą drugą. Obmyślałam już czy ja też koniecznie muszę się jakoś wepchnąć i
właściwie kiedy, bo szybko zupełnie straciłam orientację czyja teraz kolej. Na
szczęście zostałam przywołana skinieniem głowy i szybko załatwiłam co trzeba.
Jedno
nie pozostawia dla mnie wątpliwości: tym kobietom w kolejce na pewno nie
brakowało pogody ducha, kobietom z obsługi też nie – spokój, opanowanie, jakieś
zadowolenie. To chyba wpływ słońca. W tej materii ja jestem inna, albo my
ludzie z Zachodu jesteśmy inni. Kilka razy słyszałam już tutaj
komentarze czy słowa na uspokojenie, typu trust
the universe, it is Oman –
things will happen the way they are to happen, relax – nobody will be causing
troubles – it is Oman, albo takie: let the things happen their way but leave
your fingerprints on them. Zajmie
mi trochę czasu nim zrozumiem ten fenomen.
I jeszcze jedna
zabawna uwaga – słyszałam jak kobiety noszące burki ktoś nazwał Arabian Ninjas.
Trudno się nie uśmiechnąć. Ja takich kobiet tutaj prawie nie spotykam. Sułtan
zakazał zakrywania twarzy kobietom w miejscu pracy, a te które twarze mają
zakryte robią to z własnej woli. Zrozumienie tego, też zajmie mi trochę czasu,
jeśli w ogóle kiedyś nastąpi taka chwila, że pojmę dlaczego zamiast wygodnie
jeść obiad taka pani jedną ręką podnosi burkę a druga wkłada ryż do buzi. Ale o
wartościach trudno dyskutować na logikę. Po prostu są.


Komentarze
Prześlij komentarz