Z polskiej perspektywy - stereotypy
Spędziłam dwa tygodnie w Polsce. Dobrze jest wrócić, zjeść polskiej kiełbasy, poświętować po polsku, nacieszyć oczy zielenią … Cieszył mnie też fakt, że na ulicach było dużo życia: dużo osób w różnym wieku, rodzin, par przyjaciół, którzy tłoczyli się na przystankach, podążali gdzieś chodnikami albo spacerowali bo pogoda sprzyjała. Kawiarnie, w których jest dużo kobiet czy dziewczyn … nie tak jak tutaj. Właśnie siedzę w Costa Coffee. Procentowy udział kobiet w tym miejscu oceniam na mniej niż 10 – jest nas dwie, reszta to panowie, prawie wszyscy w dishdashach, czyli na poważnie a nie po cywilu.
Poza takimi oczywistościami – czyli tym
czego mi tak naprawdę tutaj brakowało z polskiej rzeczywistości, dwie rzeczy
zadziwiły mnie niespodziewanie. Po pierwsze moje postrzeganie ludzi: miałam
wrażenie przez pierwsze dwa dni, że większość ludzi nosi uniformy – dżinsy,
robiące wrażenie spranych i znoszonych, i że bardzo wiele kobiet wygląda tak samo
– mają podobne fryzury i podobnie się ubierają. Przez dwa dni miałam często
spostrzeżenia, że wiele twarzy jest tak podobnych do siebie, że mogę zrozumieć,
że Azjaci nas nie rozróżniają, tak jak i my nie rozróżniamy ich. Mimo swobody
ubierania się, kobiety na chodnikach wydały mi się mało kobiece. Jednak Omanki
w abayach, z makijażem i w swoich
chustach na głowie lepiej eksponują swoje wdzięki niż my w dżinsach, bo w abayi, jeśli tylko się chce, można
wyglądać jak w sukni wieczorowej.
Drugie zadziwienie dotyczyło wszystkich
uprzedzeń o świecie arabskim, które się pojawiały w pytaniach o to jak mi się żyje.
Po blisko czterech miesiącach spędzonych w kraju arabskim, dziwiło mnie, że aż
tak źle wszyscy myślą o Arabach. Stereotypów jest mnóstwo. Nie jestem tu
wystarczająco długo by je weryfikować, a przede wszystkim, Oman nie jest
miejscem, które można uznać za reprezentatywne dla świata arabskiego. Takie
zresztą pewnie nie istnieje, tak samo jak nie istnieje statystyczny Polak. Różnorodność
jest ogromna, a wewnętrznych animozji też mnóstwo. Sama przyjechałam tu z
różnymi stereotypami w głowie, ale zbladły po moich dobrych doświadczeniach.
Najczęściej pytania znajomych w Polsce dotyczyły
tego jak jestem traktowana jako kobieta i jako nie muzułmanka. W domyśle były
obawy, że muszę nosić chustę, i że nie mogę sama – bez towarzystwa mężczyzny -
pokazywać się w miejscach publicznych. W Omanie na szczęście tak nie jest
(inaczej jest u radykalnych sąsiadów w Arabii Saudyjskiej), a noszenie chusty
oznaczałoby, że jestem muzułmanką. Co prawda trzeba wykazać się szacunkiem i
zrozumieniem dla lokalnej kultury i nosić strój zakrywający ciało – najlepiej
długą spódnicę i rękaw za łokieć, ale gdybym na przykład zaczęła nosić abayę, uznano by to za “przebieranie” i
byłoby to bardzo niestosowne, może nawet trochę jak kpina.
Wielu moich znajomych spodziewało się
opowieści o dyskryminacji – religijnej i płciowej. Ja na szczęście jej nie
doświadczam, ale przyznaję, że wiele kulturowych zachowań za takie uznaję. Na
przykład przeczytałam na stronie internetowej Zarządu Dróg, że kobieta
ubiegająca się o prawo jazdy musi przedłożyć pozwolenie od ojca lub męża. Oczywiście
oburzył mnie taki wymóg. Mogłabym parę innych przykładów jeszcze przytoczyć. Na
szczęście mnie one nie dotyczą, nie spotkałam się jeszcze z jawnym przejawem
dyskryminacji.
Jedno w traktowaniu kobiet bywa dla mnie
irytujące. Sprawa dotyczy płacenia. Wszyscy mają tu w głowie założenie, że to
mężczyzna zarabia i że to on płaci. Dlatego często się zdarza, że mimo iż to ja
kupuję, negocjują z kolegą, który mi towarzyszy. Kiedy ja płacę kartą przy
kasie, zdarza się, że karta oddawana jest w ręce towarzyszącego mi kolegi.
Czasem nawet reszta od zakupów trafia w ręce męskiego towarzysza, choć banknot
był wyciągnięty z mojego portfela i podany moją ręką. Najwyraźniej taki nawyk
jest silniejszy od nich.
Nikt tutaj też nie próbuje mnie nawrócić
na islam. Mam szczęście pracować z ludźmi, otwartymi, którzy studiowali za
granicą i świadomie podchodzą do religii. Od wielu z nich słyszałam, że moja
religia i islam to jak siostry, zwane “religiami księgi”. Jeden z kolegów
opowiedział mi, że przeczytał Biblię i uważa, że w 80% to co tam zapisane
pokrywa się z zapisami Koranu. Powiedziano mi także, że odłam islamu
praktykowany w Omanie (tzw. ibadi) akceptuje małżeństwa pomiędzy tymi dwoma
religiami (to samo dotyczy religii żydowskiej). Taka tolerancja religijna to w
dużej mierze zasługa Sułtana.
Szczególnie dużo negatywnych w podtekście
pytań dotyczyło mężczyzn arabskich. Mają
bardzo zły PR w naszych stronach. Wyobrażenia moich znajomych oscylowały wokół
samych negatywnych zachowań: agresywni, nachalni, nie szanują kobiet,
interesuje ich tylko seks, ograniczają wolność żon i chcą je zdominować, a
najlepiej ubezwłasnowolnić, uważają że kobiety są z natury głupsze, traktują je
jak niewolnice. Do tego Arab to brudas i niechluj. Aż tak źle nie jest. Choć
cały czas prowadzę “swoje śledztwo” i staram się rozgryźć jacy ci arabscy
panowie są naprawdę i co przeciętnego Araba płci męskiej różni od przeciętnego
Polaka tej samej płci. Jak tylko uznam, że coś już wiem, na pewno napiszę.
Stereotypy, z którymi ja tu przyjechałam brały
się w dużej mierze z tego, że słyszałam zwykle o skrajnych przykładach zachowań
z kręgu kultury islamskiej – jak honorowe morderstwa córek przez ojców, dżihad
czy zakaz prowadzenia samochodów przez kobiety. Do tego trzeba dodać opowieści
turystek, które były podrywane przez arabskich mężczyzn podczas wakacji w
Egipcie i historie o izolowaniu się emigrantów z Turcji w Niemczech i innych
krajach Europy zachodniej. Sama przed przyjazdem nasłuchałam się anegdot od
pracownika Ministerstwa Spraw Zagranicznych, który legalizował moje dokumenty.
Opowiedział m.in. o polskiej lekarce, która miała kontrakt w Emiratach
Arabskich a gdy chciała kupić sobie drogą biżuterię w sklepie, poproszono ją o
numer telefonu do męża lub ojca, by spytać czy pozwala na tak drogi zakup. Inna
anegdota, dość często powtarzana, dotyczyła buntowniczych saudyjskich kobiet,
które wzięły auta swoich mężów i wybrały się na przejażdżkę. Zatrzymane przez
policję, zostały odwiezione do domu, a mężów ukarano mandatem za niedopilnowanie
swoich aut i kluczyków. Gdy się słucha takich anegdot, trudno nie nabrać
uprzedzeń.
W samolocie w podróży powrotnej wzięłam do
czytania magazyn Forbes. To wydanie szczególnie wspierało walkę ze
stereotypami, bo dotyczyło 200 najbardziej wpływowych kobiet świata arabskiego.
Co prawda statystyka podana na pierwszych stronach potwierdza stereotyp o
“wycofaniu się” kobiet arabskich z życia publicznego (just 30% of women in GCC countries participate in the workforce,
compared to 70-80% for most OECD countries)
to jednak już czytanie profili tych wpływowych kobiet, naprawdę robi wrażenie.
Wśród nich dwie Omanki, którym mocno kibicuję, bo to Panie Minister:
ministerstwa szkolnictwa i ministerstwa szkolnictwa wyższego. Obie z nich
blisko spokrewnione z moim kolegą z pracy (ciocia i kuzynka), bo tutaj „świat
jest bardzo mały”.
Komentarze
Prześlij komentarz