Jak tu się pracuje: omanizacja i hinduska „mafia”

Po roku pobytu tutaj, mimo iż mam doświadczenia własne tylko z jednego miejsca pracy, mam dużo obserwacji, które potwierdzają się, gdy rozmawiam z ludźmi, którzy są tutaj od kilku lat i pracowali w różnych firmach.  Najważniejszy aspekt, który wpływa na styl i atmosferę miejsc pracy to fakt, że prawie wszędzie zatrudnia się bardzo dużo cudzoziemców. W Omanie prawie połowa mieszkańców to emigranci, a w stolicy jest ich nawet więcej niż połowa. 60 tys. pracuje w instytucjach i organizacjach rządowych, a ponad półtora miliona w sektorze prywatnym. Jedna trzecia to Hindusi, trochę mniej jest Bengalczyków, duże mniejszości to Pakistańczycy, Lankijczycy (ze Sri Lanki), Etiopczycy, Indonezyjczycy i Filipińczycy. Jeśli wyobrazimy sobie, że cała populacja kraju to około 4 miliony, to ponad 600 tys. Hindusów stanowi bardzo wyrazistą i znaczącą grupę. Hinduski dialekt angielskiego dominuje. Większość z nich pochodzi z regionu Kerala, który podobno jest najzamożniejszy w Indiach z powodu pieniędzy przesyłanych tam z Bliskiego Wschodu.
Gdy ktoś mieszkał i pracował całe życie w Polsce, która jest jednym z najbardziej homogenicznych krajów w Europie, to nawet jeśli dużo podróżował i studiował za granicą, nie jest sobie w stanie wyobrazić wszystkich zawiłości jakie wynikają z mieszkania i pracy w takim tyglu kulturowym i etnicznym jak Oman. Chwała Bogu i Sułtanowi (szczerze, a nie z przymusu propagandy go wymieniam) panuje tutaj tolerancja i wszyscy żyją w zgodzie, co nie zmienia faktu, że różnice kulturowe się mnożą, a stosunki w pracy mogą być naprawdę skomplikowane.
Stanowiska wymagające wykształcenia zajmują przede wszystkim Omańczycy i Hindusi, robotnicy to głównie Bengalczycy, Pakistańczycy i reszta emigrantów z Azji. O tym, na jakich warunkach są zatrudniani można by dużo napisać, ale to osobny temat.


Moje drogie koleżanki: Aleksandra z Serbii i Amanda ze Stanów.
Trzymamy flagi omańskie z okazji świętowania powrotu Sułtana do kraju

Tymczasem podzielę się obserwacjami z miejsc pracy, które są zbliżone do mojej własnej, czyli prace akademickie i administracyjne.  Pracuję w otoczeniu Omańczyków, Hindusów i jeszcze kilku nacji, ale te inne są reprezentowane przez pojedyncze osoby. Emigranci są tutaj koniecznością, nie tylko dlatego, że rodzimej ludności jest mało czy nie kwapi się do pewnych prac, ale też dlatego, że tubylcy nie mają często kwalifikacji i wykształcenia potrzebnych na pewne stanowiska. Kraj jest młody, a poprzednie pokolenie zajmowało się głównie wielbłądami i łowieniem ryb. Jeszcze w latach 70-tych funkcjonowała tu tylko jedna szkoła, tylko dla chłopców. Podobno jeszcze 10 lat temu większość stanowisk menedżerskich była obsadzana przez emigrantów z Europy i Stanów Zjednoczonych, bo lokalna ludność kształciła się w tym czasie na uczelniach. Podczas rozmowy z Brytyjczykiem, który mieszka w Omanie od dawna, usłyszałam: „jeszcze 10 lat temu w tym kraju wszystko rozwijało się w tempie olimpijskim, teraz zwolniło, bo jest omanizacja.” Omanizacja to przemyślana polityka rządu, która ma na celu zapewnienie pracy Omańczykom, w tym także obsadzenie głównych stanowisk przez Omańczyków. Co roku przyznawane są nagrody firmom, które mają wysoki wskaźnik omanizacji. Co więcej, co jakiś czas wydawane są kolejne rozporządzenia o tym, że pewne stanowiska mogą zajmować wyłącznie rodowici mieszkańcy kraju. W efekcie, firmy nie mogą zatrudniać cudzoziemców na tych stanowiskach, bo nie dostałyby dla nich wiz. Każdy emigrant, który tutaj pracuje musi podlegać pod jakiegoś „sponsora” czy „patrona”, czyli jest powiązany z pracodawcą i przez pierwsze dwa lata pobytu nie może zmienić pracy.  W tej polityce jest dużo mądrości, bo taki młody kraj (45 lat) musi dbać o zapewnienie miejsc pracy swim obywatelom, którzy w pierwszym pokoleniu zdobywają wykształcenie. Wielu z nich studiowało na rządowych stypendiach w kraju lub za granicą i te inwestycje mają się teraz zwrócić. Ta polityka, w której jest dużo zapobiegliwości i dobrej woli dbania o swoich, ma też efekty uboczne. Omańczycy wiedzą, że praktycznie nie można ich zwolnić z pracy, bo prawo bardzo dobrze ich chroni. Często też są na stanowiskach, do których nie mają kwalifikacji czy wystarczającego doświadczenia, bo zostali zatrudnieni według kryterium narodowości a nie umiejętności. Słyszę też często o tym, że firmy zatrudniają Omańczyków, bo mają taki nakaz (muszą mieć odpowiednie wskaźniki), choć nie mają dla nich pracy. Podobno taki pracownik nawet nie pojawia się w miejscu pracy tylko odbiera pensję. Częste są także narzekania, że ta pewność zatrudnienia obniża motywację Omańczyków, którzy mają duże wymagania, na przykład chcą pracować tylko 6 godzin dziennie, a obowiązki wykonują od niechcenia. Myślę, że to „od niechcenia” można by porównać to stylu pracy Europy południowej czy krajów Afryki i jest to nie tylko rezultat pewności, że „nie mogą mnie zwolnić”, ale też kultury i tego co z niej wynika: podejścia do czasu, priorytetów i wartości, czy relacji międzyludzkich. Ja na szczęście nie miałam złych doświadczeń z leniwym Omańczykiem, który odsiaduje godziny i udaje, że pracuje. Powołuje się więc tylko na zasłyszane historie, ale zasłyszane od samych Omańczyków. Moje doświadczenia są pozytywne, ale temu też trzeba poświęcić dedykowany wpis.
Jest też druga strona medalu – emigranci. Dla wielu emigrantów bycie tutaj to jak złapanie Pana Boga za nogi. Szczególnie największa liczebnie grup – Hindusi, którzy są zatrudniani na stanowiskach wymagających wykształcenia, otwarcie przyznają, że powrót do Indii nie jest dla nich alternatywą, bo życie tam jest wyjątkowo trudne. Oman jest w porównaniu do ich rodzinnych stron prawie jak raj na ziemi. Ci ludzie są wyjątkowo zdeterminowani by za wszelką cenę tu zostać, często od ich pensji zależą całe rodziny w Indiach. Taka determinacja sprawia, że koniecznie chcą się wykazać w pracy i wymyślają całe strategie obronne, by ich nie zwolniono. Powszechnie mówi się o tym, że nie chcą dzielić się informacjami z innymi, tylko z Hindusami; utrudniają innym pracę i osiąganie dobrych wyników, a gdy mają przyuczyć na swoje stanowisko Omańczyka, uczą tylko podstawowych zadań, bo Omańczyk jest dla nich zagrożeniem: „gdy tylko będzie sobie radził, zajmie mój stołek”. Ta sytuacja pomiędzy omanizacją i determinacją tych emigrantów, dla których utrata pracy i powrót do Indii jest jak katastrofa życiowa, wywołuje wiele napięć. W niektórych firmach mówi się o „hinduskiej mafii”. Ja sama mogłam obserwować jak ta grupa narodowa bardzo się wspiera wzajemnie, dumnie promując wszystko co Hinduskie i w sposób zaplanowany i nie koniecznie moralny, blokuje rozwój i sukcesy pracowników innych narodowości. Nabrałam uprzedzeń i choć wiem, że to irracjonalne i niesprawiedliwe, mogę teraz lepiej zrozumieć skąd bierze się ksenofobia i czy rasizm.

Nie tylko Hindusi mają tu przypiętą „łatkę”. Tutaj jak i w każdym kraju Bliskiego Wschodu narodowość daje pewną pozycję w hierarchii społecznej czy zawodowej i przypiętą „łatkę”. Jako kobieta z Europy i z Unii Europejskiej mam szczęście, bo w środowisku pracy, tuż po Arabach, Amerykanach i Brytyjczykach, plasuje się reszta Europejczyków. Jesteśmy postrzegani już na starcie bardzo pozytywnie, jako osoby kompetentne, wykształcone i profesjonalne. Myślę, że jak do tej pory dorastam do oczekiwań, podobnie jak europejskie i amerykańskie koleżanki z pracy, bo zdecydowanie jesteśmy siłą napędową wielu dobrych wydarzeń.   

Komentarze

Popularne posty