Truskawkowy blond, czyli o pustyni
Pustynia wydawała mi się miejscem raczej
złowrogim, takim gdzie słońce pali niemiłosiernie i umiera się z pragnienia.
Tymczasem moje spotkanie z pustynią okazało się pełne dobrych doznań. Wahiba
Sands nazywane także Sharqiya Sands to pustynia, na którą można dojechać w 3
godziny z Maskatu. Jak do tej pory wybrałam się tam 3. razy, za każdym razem w
innym miesiącu.
Zdecydowanie nie można planować wyprawy na okres między
czerwcem i sierpniem. Sami Beduini mają zwykle dwa domy, jeden na pustyni a
drugi w pobliskiej miejscowości Biddiyah, i latem gdy panuje największy upał na
pustynię wybierają się tylko by nakarmić i napoić zwierzęta. Pustynia ciągnie
się na obszarze 80 na 180 kilometrów. Jest ulubionym miejscem na wyprawy na
weekendowe oglądanie zachodu słońca z jednym noclegiem lub na jazdę samochodami
z napędem na 4. koła. Noclegi zadowolą nawet bardzo wygodnych turystów. Na
Wahiba Sands jest kilka kampingów, o różnym standardzie: od chatek z trzciny i
namiotów po domki z klimatyzacją i basenem (naprawdę, choć nie widziałam na własne
oczy). Można też przyjechać z własnym
namiotem i rozbić się w dowolnie wybranym miejscu i rozpalić ognisko by zrobić
coś do jedzenia. Taka forma jest najbardziej lubiana przez Omańczyków. Na
zorganizowanych kampingach spotyka się głównie turystów z innych krajów i
Hindusów, którzy są emigrantami w Omanie.
Pierwsze przyjemne doznanie pustyni, już z
daleka to kolor piasku. Jest zółtawy, ale miesza się z ziarnami piasku w
kolorze rdzawym a nawet różowym. Wydmy wyglądają w słońcu jak skórka dojrzałej
brzoskwini, ciepłe pomarańczowe odcienie i błękit nieba nieskalany chmurką czy
nawet obłokiem – dla mnie to jest jak terapia kolorami. Ciepło emanuje nie
tylko ze słońca ale też z tych ciepłych kolorów i łagodnych kształtów wydm.
Chodzenie po wydmach do też doświadczenie jedyne w swoim rodzaju. Piasek jest miękki i tak miałki, że głaszcze
stopy. Można się kulać, tarzać, zbiegać ze stromych zboczy. Nogi zapadają się
miękko i jest trochę jak w puszystym śniegu, ale ciepło. Beduini tłumaczyli mi,
że wierzą, iż spanie na piasku jest bardzo zdrowe a ciepło, które przenika do
ciała ma uzdrawiające właściwości. Wierzę, że w ciągu dnia może to być bardzo
kojące i relaksujące doznanie, ale w nocy … piasek robi się zimny chwilę po
zachodzie słońca a potem nawet wilgotny.
Inne piękne doznania to cisza. Ja właściwie
zapomniałam, co to jest cisza mieszkając w stolicy blisko autostrady. Pierwsza
noc w domu po powrocie z pustyni zawsze jest trudna, tym razem zaopatrzyłam się
nawet w zatyczki do uszu. Zachodu i wschodu słońca nie trzeba zachwalać,
horyzont czysty jak okiem sięgnąć i słońce widać w pełnej okazałości. W nocy na
niebie Droga Mleczna, niebo usiane gwiazdami. To właściwie esencja krajobrazu
pustyni: niebo i piasek, w dzień w i nocy, tylko inne kolory.
Wahiba Sands od ponad roku ma elektryczność.
Doliną między wydmami poprowadzono słupy elektryczne. Nasz kierowca Khalid wspomina,
że od tego zmieniło się życie na pustyni. Khalid zna imię każdego wielbłąda,
którego mijamy w drodze do naszego campingu, bo zwierzęta należą do jego krewnych.
Wielbłąd może żyć około 28 lat i Khalid potrafi poznać po wyglądzie wiek. Nie
jest łatwo wypatrzyć wielbłąda, bo jego kolory zlewają się z tłem piasku
pustynnego. Zwierzaki mają swoje zagrody, ale w ciągu dnia wypuszcza się by
pasły się na pustynnej trawie i ciernistych krzakach. Gdy zbliża się zachód
słońca, same wracają do domu. Khalid pokazał nam swoje zwierzęta: jedna
wielbłądzica jest brzemienna, druga karmi tygodniowego wielbłądką. Mały jeszcze
nie ma imienia, bryka po zagrodzie, ale nogi jeszcze rozchodzą się na wszystkie
strony, więc wygląda pociesznie. W specjalnej zagrodzie siedzi tzw. beauty
camel. Co w niej jest pięknego? od
razu pytam. Łamaną angielszczyzną Khalid tłumaczy mi, że kształt żuchwy i długa
smukła szyja. Podobno ta wielbłądzica bierze udział w pokazach piękności.
Wszystkie wielbłądy są przykryte narzutami, ze specjalnym rozszerzeniem na
garb. Temperatury w nocy są dla nich niskie i potrzebują ochrony przed zimnem.
Latem wystarczy, że piją raz na tydzień, a zimą nawet raz na dwa tygodnie. Więź
między wielbłądem i Beduinem jest jak przywiązanie psa do swojego Pana. Słyszałam
nawet opowieści o tym, że gdy właściciel wielbłąda zmarł, zwierzak codziennie
chodził siedzieć przy miejscu jego pochówku, które sam w niewyjaśniony sposób
umiał znaleźć. To przywiązanie działa też w drugą stronę. Oprócz wielbłądów na
pustyni hoduje się też kozy, ale to są mniej ciekawe aczkolwiek pocieszne
zwierzaki.
Życie tutaj jest niezwykle proste. Tak mało
skomplikowane, że zastanawiam się, jakie wspólne tematy na noc przy ognisku
mogłabym znaleźć z naszym kierowcą, nawet gdybym mogła się z nim swobodnie
porozumieć. Khalid, bo tak ma na imię,
zachęca mnie i moich znajomych by następnym razem biwakować z nim w namiotach: tak jest jeszcze piękniej. Zapewnia, że w
miejscach oddalonych od turystów można zobaczyć lisy i zające pustynne a cisza
jest jeszcze „bardziej słyszalna”. Życie codzienne na pustyni to przede
wszystkim dbanie o zwierzęta, wielbłądy i kozy. Raz na jakiś czas zabiera się
małe koźlę na sprzedaż na targ, i to jest pretekst by wybrać się „na miasto”.
Przy okazji kupuje się warzywa, owoce i ryż. Khalid opowiada, że jego ojciec
raz na jakiś czas wybierał się na zakupy na targ do Maskatu i przywoził ryż,
ryby, warzywa, zwykle wymieniał je na jakieś inne towary. A teraz wszystko jest
w sklepie w pobliskiej wiosce.
Oprócz wielbłąda dla Beduina ważny jest jego
samochód, najlepiej by była to Toyota z mocnym silnikiem, bo taki jest
potrzebny do jazdy po wydmach. To jest szczególna umiejętność, a bycie pasażerem
podczas jazdy to jedna z moich ulubionych atrakcji. Ma się wrażenie, że
samochód stoczy się po piasku, przekoziołkuje, zakopie się … Najbardziej
emocjonujące dla mnie są momenty podjeżdżania pod krawędź wydmy, gdy nie jest
wiadomo, co będzie po drugiej stronie. Ale Beduini wiedzą, poznają po kolorze i fakturze piasku. Tego uczą się przez
miesiące a może nawet lata praktyki, od małego.
Dopytujemy naszego kierowcy, czy kiedyś się zgubił
na pustyni lub miał wypadek. Historia zaczyna się ciekawie. Z turystami z
Niemiec jechał sam poza utartymi szlakami, rozmawiał i zagapił się, auto
zakopało się tak, że nie miał możliwości jechać dalej. Zostawił turystów w
środku z włączoną klimatyzacją i sam ruszył w drogę by znaleźć jakaś wydmę, na której
będzie zasięg dla komórki. Zajęło mu to 2,5 godziny. Kuzyn przyjechał go
ratować.
Łagodni, spokojni, gościnni, opiekuńczy i
bardzo przyjaźni ludzie mieszkają na pustyni. Taką opinię sobie wyrobiłam po 3
wycieczkach na Wahiba Sands. Khalid rozczulił mnie gdy podpatrzyłam jak
przykrywał kawałkiem skałki ostry cierń, by ktoś się o niego nie skaleczył, to
był dla niego odruch. Następna wyprawa na pustynię już nie długo i nie na
camping, ale pod namiot, na biwakowanie przy ognisku.










Komentarze
Prześlij komentarz