Jordania: przez różową pustynię

Jordania jest krajem pustynnym, jak Oman i tak samo górzystym, ale krajobraz  wygląda inaczej bo skały tutaj są miękkie, wapienne, a kształty pagórgów łagodnie zaokrąglone. Wiatr i deszcze  rzeźbią w nich niezwykłe i niepowtarzalne kształty, rzeźbili też ludzie już w czasach poprzedniej ery. Jeśli ktoś widział zdjęcia z Jordanii, to pewnie było to Morze Martwe, albo Petra i jej najbardziej obfotografowany grobowiec zwany Skarbcem, wyrzeźbiony w ścianie góry.  



Wadi Rum - atrakcja Jordanii na liście Światowego Dziedzictwa UNESCO

Petra
Ja zaczęłam zwiedzanie Petry w nocy, przy świecach. Ale zanim tam dotarłam przejechałam ponad 200 km  znad Morza Martwego, najpierw autostradą wzdluż brzegów, a potem drogą przez góry do miejscowości Tafila. Było późne popołudnie, więc odcinek górski przemierzałam w świetle zachodzącego słońca. Droga do tego miejsca jest bardzo malownicza, żałowałam, że nie miam więcej czasu by zatrzymywać się i cieszyć oczy widokami. Morze Martwe jest wąskie więc cały czas widać drugi brzeg (Izrael). Natomiast po stronie Jordanii ogląda się małe miejscowości, beduińskie domy i namioty.  Zadziwiające jak trwała jest tutaj beduińska kultura i sposób życia.  Podczas całego pobytu często napotykałam pasterzy ze stadem owiec czy kóz, z laską w ręce i gurtą na głowie (chusta ze wzorem szachownicy, zwana także arafatką), obrazek prawie biblijny. Na zboczach gór i przy drodze widać namioty, także tradycyjne namioty beduińskie: czarne z białymi horyzontalnymi pasami, uszyte z tkaniny zrobionej z koziego włosia, takie same jakie znam z Omanu z pustyni. 


Krajobraz w okolicy Petry

Nawet jeśli beduińska zagroda ma murowany budynek, to jest on malutki,a obok stoi przynajmniej jeden wielki namiot. Kraj wydaje się być bardziej tradycyjny niż  Oman i inne miejsca, które znam z obszaru Rady Zatoki Perskiej. Przecież nawet jeśli beduiński pasterz jednym okiem baczy na kozy a drugim przegląda strony w swoim smartfonie, to myślę sobie, że jego styl życia, wartości i potrzeby pewnie nie różnia się bardzo od jego dziada czy pradziada.
Niestety ostatni odcinek drogi do Petry przejechałam w kompletnych ciemnościach i także w sporym napięciu z powodu kiepskiej jakości drogi i słabego oznakowania.
„Petra by night” jest polecana przez wielu jako szczególna atrakcja. Myślę, że warto wydać dodatkowe pieniądze na bilet, jeśli jest to pierwsze zetknięcie z Petrą, w innym wypadku można być trochę rozczarowanym. Petra to miasto zbudowane przez Nabatejczyków, beduińskie plemię, które zamieszkiwało ten teren od IV wieku p.n.e. Podobno jednym z powodów, dla których wybrali to miejsce były piękne piaskowe, różowe, a nawet czerwone kolory skał.  Dla mnie, miejscami skały przypominały obraz abstarkcyjny, szczególnie schody wykute w skale wyglądały jak malarskie dzieło sztuki. 



Zwiedzanie w nocy zaczyna się od spaceru przez tzw. Siq, który przypomina wąski kanion. W rzeczywistości jest to blok skalny pęknięty na skutek ruchów tektonicznych. Drogę oświecają świece i gwiazdy. Po dojściu do Skarbca siada się na ziemi na przygotowanych matach, można poczęstować się herbatą i cieszyć urokiem miejsca przy lokalnej muzyce. Prowadzący to wydarzenie Beduin, określił to mianem „przedstawienia”.W rzeczywistości jest to skromny koncert.  Na koniec fasada skarbca zostaje oświetlona reflektorami na przemian w różnych kolorach i oczywiście wszyscy turyści ruszają robić zdjęcia. 



W dzień  miejsce jest niezwykle gwarne, a to zasługa przede wszystkim Beduinów, którzy próbują znależć klientów na jazdę na wielbłądzie lub ośle lub sprzedać jakieś pamiątki. Można spędzić cały dzień eksplorując różne zakątki miasta, wdrapując się na miejsca widokowe, czy siedząc na ławce przy beduińskiej herbacie, czyli czarnej herbacie ze świeżą miętą i cukrem. Główne atrakcje to liczne grobowce rzeźbione w ścianach skał, ale wrażenie robią też pozostałości świątyń, teatru i budynków władz miejskich. 
Ta pani czeka na autobus (w drodze z Petry do Wadi Rum)

Kolejnego dnia rano ruszam oglądać jeszcze więcej różowych skał i kanionów – spędzić dzień w Wadi Rum. Rum to arabskie określenie Rzymian, którzy okupowali te tereny na początku naszej ery (podbili też Petre i Nabatejczyków). Dlaczego dolina została nazwana ich imieniem..., nie udało mi się dowiedzieć.  Miejsce jest znane tym, którzy interesują się historią Bliskiego Wschodu, bo m.in. tutaj brytyjski oficer T.E. Lawrence (znany także jako Lawrence of Arabia)  pomagał Beduinom walczyć z siłami otomańskimi. Pytam w wyglądającym nowocześnie centrum dla turystów o jego książkę, ale sprzedawca zdaje się nigdy o nim nie słyszał.  Może nie uczono go historii, a może uczono go takiej wersji gdzie kolonialiści z Zachodu nie odegrali żadnej pozytywnej roli. A może to ja znam z filmu „wymyśloną historię”. Cały dzień spędzamy z młodym Beduinem o imieniu Abdullah, objeżdżając różne piękne miejsca doliny. Abdullah zapytany o T.E. Lawrence’a potwierdza, że Beduini nie uważają, by odegrał jakąś szczególnie ważną rolę, i że to zasługa ich wrodzonej gościnności, że dobrze go przyjęli i z nim współpracowali. Większość Beduinów z Wadi Rum przeprowadziła się do wioski Rum i zamieszkuje w domach. W wiosce jest szkoła i bar (tzw. „guest house”). Ci którzy zostali na pustyni, to głównie starsze pokolenie.

Dzień w Wadi Rum o tej porze roku to relaks dla ciała i ducha – w słońcu jest przyjemnie ciepło, w cieniu rześko, widoki zapadają w pamięć, piasek na wydmach ciepło masuje stopy. Opowieści o karawanach z Damaszku, które się tutaj zatrzymywały, pobudzają wyobraźnię. Gdy uda się na chwilę oddalić od innych turystów, można doświadczyć niezwykłej ciszy. Nasz główny postój to przerwa na obiad. Abdullah wybiera ustronne miejsce, po drodze zbieramy trochę gałązek na małe ognisko. Abdullah szybko przygotowuje ciepłe danie z warzyw, już po chwili rozsiadamy się na macie by jeść i opowiadać sobie wzajemnie o swoim życiu. 

Pyszny lunch ugotowany przez Abdullah (baranica zimą niezbędna!)

Ja w szortach bo to przecież pustynia, a Abdullah zakłada długą po kostki baranicę (zupełnie jak górale w Tatrach), bo przecież zima. Opowiada nam o beduińskim sposobie życia a ja znowu myślę, że mimo Toyoty, prądu i smartfonów życie tutaj nie zmieniło się jakoś bardzo przez ostatnie dobre 50 – 100 lat, bo „przecież w Koranie napisane, że kobieta emocjonalna i tylko mężczyzna może podejmować dobre decyzje” (wytłumaczył mi Abdullah). 

Komentarze

Popularne posty