Norwegia po omańsku - Musandam

O wschodzie słońca, gdy ledwie dnieje, można zobaczyć wymianę odbywającą się na łodziach: pralka czy lodówka za kozy lub owce . Irańczycy, u których trudno o dobre AGD, przypływają tutaj na handel. W takim kontekście – handlowania i przemycania - usłyszałam po raz pierwszy o przylądku Musandam, który jest najbliżej położonym Iranu miejscem Półwyspu Arabskiego. 
Przy dobrej pogodzie, ze wzgórz widać irański brzeg. Odległość to jedyne 55 km. Na Musandam można dostać się drogą lądową przez Zjednoczone Emiraty, ewentualnie samolotem lub promem z Maskatu. Prom niestety kursuje tylko na weekend a podróż zajmuje aż 6 godzin.  Samolot jest tylko jeden dziennie.  


Sułtanat zachował ten teren z powodów strategicznych. Przez cieśninę Ormuz przepływają codziennie tankowce. Rocznie odbywa się tą drogą transport ponad 20% ropy w skali światowej. Jedyne lotnisko znajduje się w Khasab. Jest to teren wojskowe i obsługuje tylko jeden lot cywilny. Położone jest w dolinie i otoczone z trzech stron wysokimi górami, jest czynne wyłącznie przy bardzo dobrych warunkach pogodowych.  Z tego właśnie powodu jedyny lot OmanAir zaplanowany jest na godziny południowe, kiedy pogoda jest najbardziej stabilna. Nie jest to wcale pewne i oczywiste, nawet w tym klimacie. Mój pierwszy lot na Musandam został odwołany z powodu chmur.  Gdy wreszcie, po kilku dniach, udało mi się polecieć, pogoda była idealna i mogłam nacieszyć oczy widokiem trzech fiordów i szczytów górskich z okna samolotu.
Wycieczkowiec, niemal stały element krajobrazu. 

Khasab to główne centrum turystyczne Półwyspu. Jest badzo niepozorne, prezentuje się raczej jako większa wioska a nie miasto, a wiele terenów jest oznaczonych jako wojskowe i otoczonych wysokimi płotami. Życie zdaje się płynąć tutaj spokojnie, a nawet sennie. Nazwa miasta pochodzi od słowa płodność, bo dawniej miejsce znane było jako żyzna oaza. Co 2 - 3 dni do portu zawija wielki wycieczkowiec. Przypływają głównie turyści z Europy, w większości z Niemiec. Zatrzymują się na kilka godzin, by odbyć jakąś krótką wycieczkę. Po godz. 17-tej wycieczkowiec rusza w dalszą trasę, a Khasab wraca do sennego tempa życia. W weekendy pojawiają się turyści z Dubaju. Ale nawet w szczycie sezonu jest tu spokojnie.


Główną atrakcją są rejsy po fiordzie Khor Ash Sham (arabska nazwa) typową łodzią omańską zwaną dhow. Rejs trwa 4 a nawet 6 – 7 godzin, ale czas się nie dłuży. Na łodzi można rozsiąść się, a nawet rozłożyć po królewsku: na dywanach i poduszkach, którymi wysłany jest cały pokład. Wody w fiordzie są bardzo spokojne, miejscami góry odbijają się w tafli wody jak w lustrze. W małych zatoczkach rozłożyły się wioski złożone z kilku domostw. Podstawowe źródło utrzymania mieszkańców to połów ryb. Obowiązkowym wyposażeniem jest tutaj łódź z silnikiem spalinowym. Dzieci zawożone są do szkoły do Khasab na 4 dni w tygodniu. Latem gdy robi się gorąco, cała wioska  przenosi sie na stały ląd, by zająć się zbieraniem daktyli. Dużym zagrożeniem są silne deszcze, bo woda spływająca ze stromych zboczy może zalać wszystkie domostwa w kilka godzin. W dawnych czasach domy budowano z kamieni na górskich zboczach. Swoimi kolorami zupełnie wtapiały się w skalny krajobraz. Przepływającym statkom łatwo było przeoczyć tak zamaskowaną jak kameleon wioskę.


W podziw wprawia fakt, iż doprowadzono do tych małych zatoczek energię. To sprzeczny z logiką „pieniądza” gest Sułtana, który chciał aby jego poddani mogli żyć zgodnie ze swoją tradycją, ale mieli też dostęp do udogodnień cywilizacji. Słupy energetyczne psują krajobraz, ale są pewnie jednym z powodów, dla których te wioski nie zostały opuszczone.  Dla mnie to powód do kolejnej refleksji nad oświeconym dobrym władcą, który kocha swój lud... Sceneria, kolorowe ryby w wodzie i te refleksje są wszystkie razem bajkowe.


Sielskiego nastroju dopełniają skaczące delfiny. Kapitan łodzi dobrze wie, że lubią się ścigać, podpływa więc powoli a potem mocno przyspiesza. Zwierzaki natychmiast podejmują zabawę i przez kilka minut płyną za burtą, na wyciągnięcie ręki, wyskakując co raz i popisując się też podwodnymi manewrami.  
Francuscy turyści, których poznałam w hotelu opowiedzieli  mi o swoim doświadczeniu rejsu po fiordach. Wynajęli dla siebie łódź na dwa dni, dzięki temu udało się im zobaczyć jeszcze jeden fiord i dopłynąć do miejscowości Kumzar, która jest położona nad samą cieśnią Ormuz. Spali na łodzi, pod gwiazdami,  jak legendarny Sindbad Żeglarz.



 Załoga statku dobrze obrazuje, kto mieszka w Khasab. Kapitan jest Omańczykiem, jego asystent Hindusem a przewodnik przyjechał z Tunezji. Wyjaśnia, że po ataku terrorystycznym nie ma pracy, a przecież musi utrzymać rodzinę. Narzeka, że nie ma tutaj co robić, nic się nie dzieje, wolałby do pracy w Maskacie, ale wysyła CV i nikt nie odpowiada. Co więcej pracę będzie mógł zmienić tylko gdy mu obecny pracodawca pozwoli, takie niewolnictwo ... Wszystkie to brzmi bardzo znajomo, słyszane już wiele razy z ust różnych emigrantów, wszelkich narodowości. Jest wyraźnie znudzony swoją pracą i życiem w sennym Khasab. Tak tu pięknie i tak nieznośnie nudno.  

Komentarze

Popularne posty